Panama, ostatnie międzysesyjne spotkanie Stron UNFCCC w 2011 roku
Między 1 a 7 października 2011r. w Panamie odbyła się trzecia w tym roku runda negocjacji Stron Ramowej Konwencji ONZ ds. zmian klimatu. Konferencja była poświęcona przygotowaniom do grudniowego szczytu w Durbanie, w tym kontynuacji prac nad nowymi mechanizmami.
Spotkanie było raczej skupione na technicznych i organizacyjnych preparacjach do COP17. Nie spodziewano się po nim nowych czy zaskakujących ustaleń. Główne kwestie były ledwo poruszone, np. sprawa Protokołu z Kioto, redukcja emisji czy długoterminowe finansowanie.
Spotkanie w Panamie dotyczyło takich wątków jak:
- transparentność w raportowaniu działalności
- przyjęcie jednolitych standardów rozliczeniowych
- podniesienie przejrzystości informowania o zobowiązaniach finansowych
- znalezienie efektywnego rozwiązania dla mechanizmu długoterminowego finansowania
- rozwój funkcjonowania Clean Development Mechanism, konieczność stworzenia nowych mechanizmów (niektóre państwa są temu przeciwne, a inni – Unia Europejska czy Japonia – już to planują) oraz rola UNFCCC w przyszłości
PRZECIĄGANIE LINY Z KIOTO
Dla gospodarza najbliższej konferencji klimatycznej przyszłość Protokołu z Kioto jest aktualnie największym problemem politycznym. Ostatnią rzeczą, której by chciano to śmierć Protokołu w Durbanie. Minister ds. kontaktów międzynarodowych RPA, Maite Nkoana-Mashabane, po spotkaniu Stron w Panamie zapewnia, że wszyscy liczą na sukces szczytu klimatycznego w Durbanie i w tym celu już zaczęto pracować nad projektem tekstu wyznaczającego kierunek negocjacji podczas COP17. Problem w tym, że sukces dla każdego może oznaczać co innego.
Kraje rozwijające się próbują wymóc na Uni Europejskiej, aby Protokół z Kioto nie odszedł do historii. Zaś Unia i jej partnerzy starają się wpłynąć przede wszystkim na Stany Zjednoczone (drugi światowy emitent) i Chiny (największy emitent GHG na świecie), by przystąpiły do prawnie wiążącego porozumienia. Największe gospodarki globu muszą uczestniczyć w walce ze zmianą klimatu. USA nie zgadzają się jednak na wrzucanie tak dużych rynków jak Chiny, Indie i Brazylia do wspólnego worka z państwami rozwijającymi się.
Niestety negocjacje między gigantami emisji wiążą się z zabawą w przeciąganie liny, na końcu której znajdują się oczekiwania USA wobec zobowiązań, jakich powinny podjąć się np. Chiny, i na odwrót. Z perspektywy tych państw, dopiero po przeciągnięciu odpowiedniej długości na swoją stronę, uzyskuje się dostęp do długopisu, czyli okoliczności sprzyjające podpisaniu porozumienia. Sukces w tym przypadku byłby uzależniony od bardzo elastycznej liny.
Prócz powyższych sporów, mamy też Rosję, Japonię i Kanadę w mocnej opozycji do propozycji Unii. Jeśli nie chcemy zastępować porozumienia niezbyt wiążącymi politycznymi deklaracjami, pozostaje porozumienie post-Kioto bez udziału największych opozycjonistów, znowu.
Jak powiedziała 10 października br. Christiana Figueres, możliwe, że w Durbanie stworzymy podwaliny nowej lub przedłużonej umowy z wyłączeniem Kanady, Japonii i Rosji. Toczy się dyskusja na temat tego, czy rządy wszystkich państw powinny zastanowić się nad możliwymi deklaracjami, które będą rozwijane w ramach umowy post-Kioto. Figueres bierze to za dobry omen, gdyż jeszcze na początku roku nikt nie chciał o tym rozmawiać. Nie wyobraża sobie ona kontynuacji porozumienia bez zmiany sytuacji w Stanach Zjednoczonych, w których jest wola, lecz tłamsi ją polityczna niemoc. Barack Obama musi stawić czoło opozycji ze strony Partii Republikańskiej, w której nadal żywe są opinie negujące antropogeniczny charakter emisji. Deklaracje Prezydenta o zmniejszeniu amerykańskiej emisji do 2020r. o 17% względem poziomu z 2005r. muszą wyrwać się ze stagnacji politycznej. Zaś w przypadku Chin, oczekuje się, że podadzą one przewidywania co do czasu zatrzymania wzrostu emisji.
Reprezentantka Grenady, Ambasador Dessima Williams, wzywała, by kraje poważnie traktujące problem zmian klimatu wykorzystały spotkanie w Panamie na podniesienie, a nie obniżenie, oczekiwań wobec szczytu w Durbanie. Jej zdaniem światowi liderzy powinni zagwarantować kontynuację Protokołu z Kioto.
Tymczasem Norwegia i Australia najwidoczniej nie wierzą w sukces 17. szczytu klimatycznego. Przedstawiły bowiem wspólny plan zakładający rok 2015 jako końcowy termin nowego porozumienia. Porozumienia, w którym udział wzięłyby zarówno państwa rozwinięte, jak i rozwijające się. Żeby do tego czasu nie stać w miejscu, Norwedzy i Australijczycy proponują, by każdy kraj stworzył plan działania na rzecz klimatu na najbliższe lata. A nowa umowa wyniosłaby cele klimatyczne ponad to, co zaplanowane. Przypomnę, że Australia nie należy do najbardziej ambitnych pod względem „cięcia” emisji (redukcja na poziomie 5% do roku 2020 względem 2000r.). Dla porównania Wielka Brytania celuje w redukcję na poziomie 50% do roku 2025 względem roku 1990.
Eksperci z ramienia ONZ przestrzegają, że do 2015r. poziom globalnych emisji musi opaść, jeśli zmiany klimatu mają być możliwe do odwrócenia. Emisje jednak wciąż rosną. Zaś dziura ozonowa nad Arktyką tej wiosny osiągnęła rozmiar pięciokrotnie większy od Kaliforni.
Jeśli chodzi o temat redukcji emisji, nie poświęcono mu dużo czasu w Panamie i wielu komentatorów przewiduje, że również w Durbanie nie będzie to gorący temat. Pada więc pytanie, czy na pewno poruszone będą najważniejsze z punktu widzenia klimatu sprawy.
KOMU ZABRAĆ, KOMU DAĆ
Spotkanie w Panamie nie obyło się bez poruszenia kwestii „niewidzialnego” finansowania na rzecz adaptacji, mitygacji i niskoemisyjnego rozwoju państw. Chodzi o obiecane 100 mld dol. rocznie do 2020 roku w ramach międzynarodowych funduszy klimatycznych. Fundusz jest, ale gdzie są pieniądze? Skąd je wziąć? Pytanie to wraca jak bumerang już od szczytu w Cancun. Tylko najwięksi optymiści trzymają się poglądu, że budżety państw rozwiniętych udźwigną takie wydatki. Uwaga coraz bardziej skupia się na prywatnych funduszach oraz nowych opłatach podatkowych (nakładanych np. na transport lotniczy i morski).
Raport agencji Bloomberg New Energy Finance krytycznie ocenia kierunek prac nad Zielonym Funduszem Klimatycznym i nie prorokuje sukcesu, o ile negocjatorzy nie skoncentrują się na tworzeniu instrumentów, które skierują prywatne finanse bezpośrednio w stronę potrzebujących. Większą szansę na powodzenie ma podejście, któro założy współpracę z mechanizmami rynkowymi. Raport proponuje rozszerzony program finansowania klimatycznego z uwzględnieniem istniejących instytucji i banków rozwojowych, pożyczek oraz grantów. Mnogość, konkurujących między sobą, publicznych i prywatnych instytucji pośredniczących gwarantowałaby obniżenie kosztów, dobre zarządzanie i przejrzystość. Publiczne pieniądze zaś powinny być przeznaczone na szczególne problemy.
Nie bez znaczenia okazało się wrześniowe spotkanie grupy G20 w Waszyngtonie. Raport Billa Gatesa dla G20 wyraża poparcie dla podatku od transakcji finansowych (ang. Financial Transaction Tax). Podatek Robin Hooda, jak go nazywają, nawet na bardzo niskim poziomie może skutkować pokaźnymi sumami na koniec roku. W nim między innymi upatrywane jest źródło wspomagające Zielony Fundusz Klimatyczny. Przychylnym okiem na FTT patrzy również szef Komisji Europejskiej, Jose Barroso. Oczekuje on, że banki, po pomocy jaką otrzymały od podatników w czasie kryzysu, będą miały wkład zwrotny w rozwój społeczeństw.
Wracając do Panamy, Stany Zjednoczone podtrzymują tradycję sprzeciwiania się wszelkim ograniczeniom. Nie pochwalają one pomysłu odgórnego ustalenia źródeł finansowania długoterminowego. Postulat USA brzmi, aby każdy kraj sam decydował o tym, skąd weźmie swoją część kontrybucji klimatycznej. Nie brzmi to jednak jak rozwiązanie problemu.
PLOTKI Z PANAMY
Obserwatorzy z organizacji pozarządowych niemal spadli z krzeseł kiedy usłyszeli wypowiedź japońskiego rządu o tym, że energia nuklearna powinna być uwzględniona jako część Clean Development Mechanism. Zaskakujące, że Japończycy potrafią jeszcze wymówić słowa „atom” i „czysty” w jednym zdaniu. Jeśli ktoś zdążył wdrapać się z powrotem na miejsce, to z pewnością zrzuciła go stamtąd opinia negocjatorów z Arabii Saudyjskiej, którzy argumentują, że część funduszy na adaptację powinna być przeznaczona dla krajów bogatych (np. tych ropą płynących), które poniosą straty ze względu na międzynarodowe umowy klimatyczne.
KLIMAT W NASZYCH GŁOWACH
Przeprowadzona w czerwcu tego roku ankieta Eurobarometru pokazuje, że zmiany klimatu są dla Europejczyków bardzo poważnym problemem. Tak wypowiedziało się 2/3 zapytanych. Jeśli zsumujemy liczbę osób oceniających, że jest to problem poważny i bardzo poważny, będzie to 89% ankietowanych! Zmiany klimatu są postrzegane jako większy problem niż w 2009r., a także większy od kryzysu gospodarczego. Zaś jeszcze więcej osób jest przekonanych, że przeciwdziałanie zmianom klimatu stymuluje rynek pracy i gospodarkę.
Zmiany klimatu są wskazywane jako drugi najważniejszy problem na świecie, po ubóstwie, głodzie i braku wody (traktowane jako jeden punkt).
Europejczycy oczekują, że Unia do 2050r. stanie się przyjazna dla klimatu oraz niskoemisyjna. 75% ankietowanych uznaje poprawę efektywności energetycznej za sposób na stworzenie nowych miejsc pracy. Jest to wyraźny znak dla polityków z wszystkich krajów Unii pokazujący w jakim kierunku powinni zmierzać. Jest to również motywacja dla Komisji Europejskiej do kontynuowania ambitnej polityki klimatycznej.
Informacje w artykule pochodzą ze stron: http://www.greenpeace.org/africa/en..., http://www.news24.com/SciTech/News/..., http://www.businessweek.com/news/20..., http://insights.wri.org/news/2011/1..., http://adoptanegotiator.org/2011/10..., http://www.reo.pl/connie-hedegaard-..., http://www.businessgreen.com/bg/new....