Błędy IPCC: fakty i bicie piany
Ostatnimi czasy uporczywie powraca w mediach temat błędów – oraz rzekomych błędów – w ostatnim raporcie Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu IPCC. Przy dużym zaangażowaniu tych, którym zależy na zdyskredytowaniu nauk o klimacie. Czas więc oddzielić ziarno od plew: które z tych błędów są prawdziwe, a które nie? I co to oznacza, dla IPCC w szczególności i szerzej – dla nauk o klimacie?
Tekst jest skrótem artykułu z portalu RealClimate. RealClimate to laureat Science & Technology Web Awards, plasowany na 4 miejscu listy najchętniej odwiedzanych blogów naukowych Wiki oraz zrzeszony w Guardian Environment Network - sieci współpracy najszerzej piszącego o zmianach klimatycznych dziennika anglojęzycznego.
Tłumaczenie i skróty: Marta Śmigrowska
Zacznijmy od kilku podstawowych faktów dotyczących IPCC. IPCC nie jest, jak myśli wielu, wielką organizacją. W istocie, zespół liczy zaledwie 10 osób zatrudnionych na etacie w sekretariacie w Światowej Organizacji Meteorologicznej w Genewie oraz kilka osób w czterech oddziałach zapewniających techniczne wsparcie szefom trzech grup roboczych IPCC oraz grupie ds. krajowych inwentaryzacji gazów cieplarnianych. Prace merytoryczne w IPCC wykonują nieodpłatnie wolontariusze – tysiące naukowców z uniwersytetów i instytutów badawczych z całego świata, którzy przyczyniają się do powstania raportów IPCC jako autorzy lub recenzenci. Duży odsetek świata nauki powiązanego z badaniami nad klimatem jest zaangażowany w ten wysiłek. Trzy grupy robocze to:
Grupa Robocza 1 (WG1), która zajmuje się fizycznymi podstawami nauk o klimacie, co jest domeną klimatologów.
Grupa Robocza 2 (WG2), która zajmuje się wpływem zmian klimatu na społeczeństwa i ekosystemy, co jest domeną specjalistów od nauk społecznych, ekologów, etc.
Grupa Robocza 3 (WG3), która zajmuje się metodami łagodzenia zmian klimatu (mitygacją), co jest domeną specjalistów ds. energetyki, ekonomistów, etc.
Raporty IPCC publikuje się co 6-7 lat. Ich napisanie zajmuje jakieś 3 lata. Każda grupa robocza publikuje jeden z trzech tomów każdego raportu. Obiektem ostatnich zarzutów jest Czwarty Raport Oceniający (AR4), opublikowany w 2007. Każdy z trzech tomów ma niemalże 1000 stron, i to małą czcionką. Do ich postania przyczyniło się ponad 450 autorów wiodących, przy wsparciu 800 innych autorów; większość z nich nie uczestniczyła w powstawaniu poprzednich raportów. Powstaniu raportu towarzyszyły trzy fazy weryfikacji i zaangażowanie ponad 2,500 ekspertów recenzentów, którzy zgłosili 90,000 komentarzy recenzenckich do wersji roboczych tekstu. Owe komentarze, wespół z odpowiedziami autorów, dostępne są publicznie w Internecie.
Błędy w Czwartym Raporcie Oceniającym (AR4)
Z tego co nam wiadomo, do tej pory w Czwartym Raporcie znaleziono tylko jeden rzeczywisty błąd (lub dwa, zależy jak patrzeć):
Lodowce w Himalajach: w raporcie Drugiej Grupy Roboczej WG2, w rozdziale 10, dotyczącym wpływu zmian klimatu na region Azji, a napisanym przez autorów z regionu, błędnie zapisano, że 80% powierzchni lodowców w Himalajach stopnieje do roku 2035. To jest oczywiście niezgodne z właściwymi prognozami IPCC dotyczącymi topnienia lodowców, zawartymi w raporcie WG1. Tutaj znajdujemy 45-stronicowy, bardzo dobrze udokumentowany rozdział o lodowcach, pokrywie śnieżnej i lodowej (Rozdział 4), autorstwa wiodących glacjologów (wśród nich Austriak Georg Kaser, który jako pierwszy odkrył błąd dotyczący lodowców w Himalajach w raporcie WG2). Kilkanaście stron prognoz topnienia lodowców znajdujemy w Rozdziale 10 („Globalne Projekcje Zmian Klimatu”), gdzie owe właściwe projekcje posłużyły do oszacowania przyszłego wzrostu poziomu mórz i oceanów. Problemu nie stanowią więc nieprawidłowe prognozy glacjologów IPCC. Problemem jest fakt, że raport WG2, zamiast oprzeć się na właściwych prognozach IPCC przygotowanych przez kolegów z Grupy Pierwszej, zacytował w jednym miejscu niesprawdzone, zewnętrzne źródło. Rozwiązanie problemu jest proste – wystarczy jedynie usunąć dwa zdania na stronie 493 raportu WG2.
Wzrost poziomu morza w Holandii: W Raporcie WG2 czytamy, że „Holandia jest przykładem kraju wysoce wrażliwego zarówno na wzrost poziomu morza, jak i wylania rzek, ponieważ 55% jej terytorium leży poniżej poziomu morza”. Informacji tej dostarczyła holenderska agenda rządowa – Holenderska Agencja ds. Ocen Środowiskowych (the Netherlands Environmental Assessment Agency), która niedawno opublikowała korektę, stwierdzając, że zdanie powinno brzmieć „55% terytorium Holandii jest zagrożone powodzią; 26% kraju leży poniżej poziomu morza a 29% jest podatne na wylania rzek”. Ironia losu polega na tym, że 8 lutego w gorącej debacie holenderscy parlamentarzyści drwili z IPCC, bo opublikowało informację dostarczoną przez … rząd holenderski. Dodatkowo, IPCC zauważa, że istnieje kilka definicji obszaru poniżej poziomu morza. Holenderskie Ministerstwo Transportu posługuje się liczbą 60% (poniżej poziomu wysokiej wody w czasie sztormów), a inni – 30% (poniżej średniego poziomu morza). Oczywiste, że liczba rzeczywiście zawarta w raporcie WG2 nie miała wpływu na żadne konkluzje IPCC i nie ma nic wspólnego z naukami o klimacie. Można nawet kwestionować, czy powinna się liczyć jako błąd IPCC.
(…)
Kilka innych kwestii
Zanikanie lasów Amazonii: Media (również w Polsce – przyp. tł.) promują „Amazongate". Problem dotyczyć ma prognoz zawartych w raporcie WG2 dotyczących zanikania lasów Amazonii w suchszym klimacie. Kwestionowane zdanie z raportu IPCC brzmi: „Nawet 40% lasów Amazonii może drastycznie zareagować na drobne zmniejszenie opadów; oznacza to, że roślinność tropikalna, stosunki wodne oraz system klimatyczny Południowej Ameryki może szybko przejść do innego stanu dynamicznej równowagi, być może z pominięciem stopniowych zmian pomiędzy stanem obecnym, a przyszłym (Rowell i Moore, 2000).” Problemem ma być źródło, na jakim oparli się Rowell i Moore, czyli raport WWF.
Korzenie tej historii znajdujemy w dwóch notkach blogerskich Richarda Northa, który stwierdził, że informacje przypisane przez IPCC raportowi WWF – w tym raporcie nie występują. Kiedy okazało się to nieprawdą, North orzekł, że tekst źródłowy, na którym oparł się WWF (artykuł Nepstada w Nature z 1999r) nie dotyczył suszy, ale wpływu wyrębu i pożarów na lasy Amazonii. Sam Nepstad odpowiedział niedawno, że twierdzenie IPCC jest w rzeczywistości prawidłowe. Jedynym problemem jest to, że IPCC zacytowało raport WWF, zamiast zrecenzowanych artykułów Nepstada. A to te artykuły stanowią de facto podstawę szacunków IPCC dotyczących wrażliwości lasów Amazonii na suszę. Korespondencja pomiędzy dziennikarzem Timesa, naukowcami oraz reporterem BBC w tym temacie (tutaj, tutaj i tutaj) wskazuje, że dziennikarze zignorowali lub też źle zinterpretowali informację udzieloną im przez Nepstada oraz innego eksperta, Simona Lewisa i dalej publikowali nieprawdziwe informacje. Nie ma więc żadnej Amazongate.
Szara literatura (niepodlegająca procesowi recenzji niezależnych ekspertów lub opublikowana w języku, który nie jest powszechnie używany do wymiany informacji): IPCC powołuje się na 18,000 źródeł w Czwartym Raporcie, większość z nich to recenzowane prace, opublikowane w pismach naukowych. IPCC posługuje się jasnymi wytycznymi w kwestii wykorzystania tzw. “szarej” literatury, obejmującej zazwyczaj raporty innych organizacji oraz rządów. Do szarej literatury odwołują się głównie grupy 2 i 3 (w niektórych przypadkach również grupa 1), jako że wiele z tych źródeł podaje bardzo cenne dane: np. rzędowe biura statystyczne, Międzynarodowa Agencja Energetyki, Bank Światowy, Program Środowiskowy ONZ (UNEP), etc. Owe źródła są szczególnie istotne w przypadku oceny wpływu zmian klimatu w krajach rozwijających się, gdzie pracują uznani lokalni eksperci, którzy mają ograniczone szanse publikować w międzynarodowych pismach naukowych.
Raporty organizacji pozarządowych, takich jak WWF mogą być wykorzystane (tak jak w przypadku lodowców w Himalajach) pod warunkiem, że takie informacje zostaną wnikliwie zweryfikowane. Nie dopatrzono tego w przypadku lodowców w Himalajach. Koniec końców, rolą IPCC jest ocena informacji, nie samo zebranie wszystkiego, co się da. Ocena oznacza krytyczny osąd, kilkupoziomową weryfikację, zważenie za i przeciw, skonfrontowanie wzajemnie sprzecznych dowodów oraz krytyczna ocena metodologii użytej do uzyskania wyników. Tutaj nie wystarczy dokonać przeglądu literatury - to dlatego raporty oceniające piszą wiodący badacze, a nie studenci.
Wypaczenia medialne
Dla tych, którzy śledzą rozwój nauk o klimacie oraz prace IPCC, obecna dyskusja w mediach jest surrealistyczna. Dziennikarze, którzy nigdy nie zadali sobie trudu, by zajrzeć do raportu IPCC oburzają się na jedną nieprawidłową liczbę na stronie 493 tomu 2. Dziennikarze, kiedy wreszcie biorą do ręki opasłe tomisko, przyznają skonsternowani, że nie mają szans sami dokonać oceny. Opierają się na tym, co im powiedziano. A istnieją dobrze zorganizowane grupy lobbystyczne, z odpowiednimi umiejętnościami PR, które pilnują, by dziennikarze usłyszeli „prawdziwą” wersję. Wiele argumentów medialnych, podważających wartość raportów, łatwo obalić – wystarczy otworzyć raport i sobie poczytać. Niestety, szeroko zakrojona, oparta na wolontariacie, minimalnie zorganizowana struktura IPCC nie sprzyja systemowi szybkiego reagowania na doniesienia medialne.
Niektóre media twierdziły, że błędne szacunki dotyczące lodowców w Himalajach były „jednym z kluczowych przewidywań w raporcie IPCC”, zapewne po to, by błąd wyglądał na poważniejszy, niż był w rzeczywistości. Tak się jednak składa, że to błędne przewidywanie nie pojawia się ani w żadnym ze Streszczeń dla Decydentów (dołączonych do każdego tomu raportu), ani w Raporcie Syntetycznym (co częściowo wyjaśnia, dlaczego błąd pozostał niezauważony przez tyle lat). Żaden z artykułów medialnych nt. błędu nie wspomina o tym, że Tom 1 (gdzie dokonuje się właściwych przewidywań dotyczących fizycznych zmian klimatu) zawiera szeroką i mocno udokumentowaną dyskusję nt. zaniku lodowców.
Można przypuszczać, że kiedy wybuchła medialna bomba z lodowcami w Himalajach, sceptycy przedarli się słowo po słowie przez raport IPCC w poszukiwaniu następnych błędów. Znaleźli niewiele, ale to co znaleźli szybko zostało w mediach rozdmuchane do rozmiarów kolejnej afery (tak jak kwestia holenderskiego morza, nazwana Seagate). Można tu dostrzec podobieństwo do Climategate, czyli wycieku maili klimatologów z serwera Uniwersytetu Wschodniej Anglii – spośród tysięcy maili udało się sceptykom wyłuskać bardzo niewiele, a to co wyłuskali, wyrwali z kontekstu i zinterpretowali na swoją modłę (słynny zarzut o ukrywaniu spadku temperatur).
(…) W mediach mamy do czynienia z syndromem „to ja też!”. Dziennikarze powtarzają historie, nie zadają sobie jednak trudu, by zgłębić temat. Zazwyczaj piszą o różnego rodzaju „zarzutach” – czy to dotyczących wiarygodności IPCC, czy też manipulacji danymi, jak w przypadku Climategate. Nie ma nic złego w raportowaniu zarzutów. Czy nie jest jednak tak, że media powinny zbadać zasadność tych zarzutów, zanim je powtórzą?
(…)
Czy IPCC musi się zmienić?
Do tej pory IPCC odwaliło kawał dobrej roboty, ale niewątpliwie da się to zrobić lepiej. Można poprawić procedury recenzji. Do tej pory każdy miał prawo zrecenzować każdy fragment wersji roboczych raportów, ale nie było właściwej koordynacji działań pomiędzy grupami – a przecież glacjolog mógłby dodatkowo sprawdzić część raportu WG2 dotyczącą Azji. Taka weryfikacja najprawdopodobniej pozwoliłaby wychwycić błąd dotyczący lodowców. Kolejnym problemem był fakt, że raporty wszystkich trzech grup musiały zostać ukończone niemalże w tym samym czasie, co utrudniło Grupie Drugiej oparcie swojej dyskusji na konkluzjach i projekcjach Grupy Pierwszej. Uwzględniono tą kwestię w przygotowaniach Piątego Raportu Oceniającego – raport WG2 może zostać przygotowany 6 miesięcy po ukończeniu raportu WG1.
Co więcej, błędy w raporcie wskazały, że IPCC powinno wprowadzić mechanizm publikacji errat. Jako że w 2800-stronicowym raporcie niechybnie znajdzie się kilka błędów, erraty powinny być publikowane zaraz po zdiagnozowaniu tych błędów.
Czy nauki o klimacie mają solidne podstawy?
W chwili obecnej niektóre media podważają nawet podstawy nauk o klimacie, choćby twierdzenie, że to człowiek jest odpowiedzialny za zmiany klimatu, za topnienie lodowców, wzrost poziomu mórz i oceanów, etc. IPCC nie prowadzi własnych badań, stąd też błędy w raportach IPCC nie oznaczają, że badania, które stanowią podstawę tych raportów – są błędne. Odwołanie do niesprawdzonego źródła lub też przeoczenia edytorskie IPCC nie podważają wartości badań nad klimatem. Podważanie podstaw nauk o klimacie w oparciu o zarzuty wobec IPCC zakrawa na ironię, jako że żaden z dyskutowanych błędów nie został znaleziony w raporcie WG1, opisującym fizyczne podstawy zmian klimatu.
Oddając sprawiedliwość kolegom z WG2 i WG3, klimatolodzy mają prostsze zadanie. System, który badamy, rządzony jest dobrze poznanymi zasadami fizyki, dysponujemy masą twardych danych i recenzowanych prac naukowych, a nauka jest stosunkowo dojrzała. Efekt cieplarniany został odkryty w 1824 przez Fouriera, właściwości cieplarniane CO2 i innych gazów po raz pierwszy zostały zmierzone przez Tyndalla w 1859 r, wrażliwość klimatu na zmiany stężenia CO2 została po raz pierwszy obliczona w 1896 przez Arrheniusa. Do połowy ubiegłego wieku zrozumiano fundamentalne mechanizmy rządzące klimatem.
Czy powyższe sugeruje, ze mamy do czynienia z “upolitycznieniem nauki”, umyślną manipulacją lub alarmizmem IPCC? Nie widzę podstaw dla takich zarzutów. Wręcz przeciwnie, duże grupy (programowo ostrożnych) naukowców, usiłujące uzyskać konsensus i zawrzeć go w pracy zbiorowej, to przepis na osiągnięcie raczej „konserwatywnych” konkluzji. W istocie, zanim media rozdmuchały sprawę lodowców, dyskusja w gronie ekspertów toczyła się wokół podejrzenia, że Czwarty Raport mógł nie doszacować (a nie przeszacować) niektóre aspekty zmian klimatu. Dotyczy to tak istotnych kwestii jak wzrost poziomu mórz i oceanów oraz spadek pokrywy lodowej (odsyłam do rozdziałów nt. pokrywy lodowej oraz poziomu mórz i oceanów w Copenhagen Diagnosis, które wskazują, że zmiany zachodzą szybciej, niż szacowało IPCC).
Reasumując, Raporty Oceniające IPCC bardzo dobrze oddają stan wiedzy nauk o klimacie. Kilka odosobnionych błędów zostało uznanych i skorygowanych. Prawdziwym problemem jest fakt, że w oczach opinii publicznej reputacja IPCC i, szerzej, nauk o klimacie została poważnie nadszarpnięta przez ostatnią burzę medialną. Różnego rodzaju „afery” - Climategate, Seagate, Amazongate, nie stanowią skandalu na łonie IPCC czy klimatologii. Są raczej żenującymi okrzykami wojennymi garstki dziennikarzy, którzy zwiedli opinię publiczną przy pomocy rozdmuchanych pseudo-afer. Inni chętnie i naiwnie powtórzyli owe rewelacje, nie zwęszywszy oszustwa. To nie do nas, klimatologów, należy posprzątanie tego bałaganu – to media powinny dokonać korekty. Będziemy z uwagą przyglądać się, czy świat mediów ma odpowiedni zawodowy i moralny kręgosłup, by skorygować własne błędy.
Fot: Tak wyglądają raporty grup roboczych IPCC. Fot: flickr
Komentarze (podyskutuj z nami):
Krytyk
28 maja 2011
Ciekaw jestem czy autorka sama wierzy w to co napisała? Takie popieranie IPCC w ten zmanierowany, tendencyjny lekko jakby ironiczny wobec oponentów sposób przypomina fanatyzm. Na pewno autorka jest dumna z "roboty", którą wykonała, spełniła swój obywatelski obowiązek, problem w tym że bez zastanowienia że może Ci drudzy "źli" może mają troszkę racji.