HOPENHAGA NA 4 DNI PRZED KOŃCEM …
Każdy delegat szczytu klimatycznego w Kopenhadze witany jest przez ogromną kulę ziemską górującą nad głównym placem w mieście. Wirujący glob pokryty jest logami wielkich korporacji – Afryką zarządza Coca Cola, Azję ma w posiadaniu Carlsberg. Na tym tle McDonald’s ogłasza I’m loving it. Ta plastikowa planeta jest doskonałym symbolem dotychczasowych osiągnięć szczytu. Ogłaszana „ratunkową” konferencja ma położyć kres kryzysowi klimatycznemu. Jak na razie w Bella Center, gdzie zbierają się codziennie negocjatorzy, brakuje decyzji i przywództwa na miarę potrzeb naukowych.
Wiadomo, co musi się wydarzyć, żeby uniknąć dramatycznych skutków zmian klimatu. Dramatycznych dla nas, bo zagrażają one nie tyle przyrodzie, co naszemu dotychczasowemu stylowi życia. Do roku 2020 emisje gazów cieplarnianych w krajach bogatych muszą być mniejsze o 40% , niż były w roku 1990. Możemy się spierać o wewnętrzny podział wysiłków, by osiągnąć ten pułap, ale nie możemy się spierać z atmosferą o to, ile może zaabsorbować. Albo zaakceptujemy ten fakt, albo będziemy cierpieć.
Dotychczasowy przebieg negocjacji kopenhaskich zdominowany został przez kraje bogate stosujące „kreatywną księgowość” w prezentowaniu celów i możliwości redukcji gazów cieplarnianych. Większość sposobów skupia się na oszukaniu atmosfery – „zredukować” emisję, ale uwolnić do atmosfery tą samą ilość dwutlenku węgla. System, w którym redukcje emisji mogą być przedmiotem handlu pomiędzy krajami, wprowadza ochronę klimatu w brudną grę. Szybko staje się tak złożony, że mało kto jest w stanie tą złożoność zrozumieć – żaden zainteresowany obywatel, żaden dziennikarz, a nawet zaangażowani w proces obserwatorzy (instytuty badawcze, organizacje pozarządowe, przedstawiciele biznesu). O wiele trudniej sprawdzić, czy ma miejsce „kupowana” redukcja CO2 niż, czy rząd buduje więcej elektrowni węglowych, lotnisk czy autostrad.
Na czym polega ta „kreatywna księgowość”?
HOT AIR. Gdy w 1990r. kraje otrzymały pozwolenia na emisję CO2 w określonych ilościach, taki Związek Radziecki był wciąż ogromną potęgą przemysłową, która otrzymała ogromną alokację pozwoleń. W następnym roku ZSRR upadł, a wraz z nim jego przemysłowa potęga i będące następstwem jej działania emisje. Ta sama historia tyczy się również krajów takich, jak Polska (trzecia po Rosji i Ukrainie pod względem ilości niewykorzystanych pozwoleń do emisji) i jej sąsiedzi. Rosja i inne kraje centralnej i wschodniej Europy sprzedają dziś tak powstałe nadwyżki bogatym krajom, które z kolei z racji przyspieszonego rozwoju (związanego z ogromnym popytem na konsumpcję wszelkich dóbr) chcą emitować więcej, niż zostało założone w 1990. W funkcjonującym obecnie systemie Stany Zjednoczone mogą kupić pozwolenia do emisji od Rumunii i jednocześnie stwierdzić, że zredukowały emisje – mimo, że to stwierdzenie jest niczym więcej jak dozwoloną prawnie fikcją.
Mówiąc o tzw. hot air mówimy o 10-11 gigatonach CO2. Dla porównania jeśli wszystkie kraje bogate zetną swoje emisje o 40% do 2020r. (w stosunku do 1990), zmniejszy to ilość dwutlenku węgla w atmosferze jedynie o 6 gigaton.
OFFSET. Brytania płaci Chinom za rezygnację z budowy elektrowni węglowej na rzecz elektrowni wodnej i włącza wynikającą z tego faktu redukcję emisji do portfela brytyjskich redukcji. Jednocześnie Chiny również liczą tą samą redukcję jako swoją. W ten sposób jedna zaoszczędzona tona dwutlenku węgla liczy się jako dwie. To oznacza, że cały system jest dziurawy a globalna deklarowana suma redukcji emisji nie ma potwierdzenia w rzeczywistości.
LULUCF (z and. Land Use, Land-Use Change and Forestry). Lasy pochłaniają gazy cieplarniane, wyciągając je tym samym z atmosfery, dlatego w ramach systemu ochrony klimatu kraje chroniące lasy otrzymują dodatkowe punkty. Niestety kanadyjskie, szwedzkie i fińskie firmy zajmujące się wycinką lasów skutecznie wpłynęły na swoje rządy i do zasad związanych z LULUCF włączono absurdalny zapis. Według tego zapisu, w imię “zrównoważonego zarządzania lasami” można wyciąć prawie wszystko – i nie stracić redukcyjnych procentów. Przypomina to rzeczywistość rodem z Kafki: ścięty las oficjalnie nie zwiększa emisji, mimo że zwiększa je realnie.
WYBÓR ROKU BAZOWEGO. Naukowcy rekomendują przyjęcie roku 1990 jako tego, w odniesieniu do którego oblicza się poziom redukcji emisji. Dlatego 40% redukcji emisji oznacza 40% mniej, niż poziom redukcji emisji w 1990r. Niestety, nie wszystkie kraje traktują 1990 jako rok bazowy , co może umknąć obserwatorom całego procesu. Ważne jest więc, aby wiedzieć, że np. deklaracja Stanów Zjednoczonych odnośnie 17% redukcji emisji dotyczy roku bazowego 2005 (!), Gdy przełożymy to na rok bazowy 1990, spostrzeżemy, że de facto USA zadeklarowały tylko 4%. Obecnie rok bazowy jest przedmiotem negocjacji. Generalnie mówi się o 1990, ale mogą zostać przyjęte od niego wyjątki (2000, 2005/2006, 2007).
Gdyby kluczem do negocjacji była przejrzystość i wola sprawiedliwego podziału obciążeń redukcyjnych, zgodnego z tym, o czym mówi nam nauka, tego typu furtki zostałyby szybko pozamykane. Niestety tak się nie dzieje i nie widać zaangażowania – szczególnie ze strony krajów bogatych – by te kwestie rozwiązać sprawiedliwie.
Co więc oferuje nam Kopenhaga? Zamiast jasności intencji i konkretnych deklaracji, do których przymierzano się latami, mamy gry polityczne światowych przywódców podparte naciskami najpotężniejszych światowych lobby i wspierane przez rzesze zaciekłych sceptyków nie uznających wyników naukowych. Rozwój niezrównoważony i za wszelką cenę wydaje się być priorytetem dla najbogatszych. W odpowiedzi pogłębiony brak zaufania ze strony krajów najbiedniejszych skutkuje zawieszaniem rozmów i taktycznymi zagrywkami. Ciężko pozbyć się uczucia, że w najważniejszej światowej kwestii, jaką jest stabilność naszego systemu atmosferycznego, pierwszych skrzypiec nie grają sprawiedliwość, respektowanie nauki i zaufanie.
W ostatnią sobotę Kopenhaga zaoferowała światu przez moment coś innego – spektakularny pokojowy marsz tysięcy zwykłych mieszkańców tej planety, którzy żądali uznania przez polityków wyników ostatniego raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu i podjęcia ambitnego, sprawiedliwego i gwarantującego rezultaty porozumienia w sprawie ustabilizowania emisji CO2 na Ziemi. Byli forpocztą przyszłych pokoleń, które będą żyły w świecie, jaki im przygotujemy.
W Kopenhadze 18 grudnia podjęta zostanie decyzja o tym, w jaki sposób będzie rozwijał się świat w następnych dekadach. Jeśli polityczna temperatura nie wzrośnie, ta mierzona w stopniach Celsjusza wzrośnie na pewno. Pożegnamy się z bezpiecznym klimatem, który dziś znamy.
Tekst na podstawie artykułu Johanna Hari, http://www.johannhari.com/.