Kopenhaga: rosyjska anegdota, przełom dla Obamy?
Rosną szanse na to, że porozumienie będzie zawierać mięso, a nie tylko podroby.
Dwa pierwsze dni konferencji już przyniosły kilka interesujących wydarzeń.
Czekając na Obamę
Obama przełożyl przyjazd na konferencję – z 8 na 18 grudnia, czyli na ostatni dzień szczytu. To dobra wiadomość. Spotka (zderzy się?) wówczas z ponad stoma głowami państw, które przyjadą przyklepać ostateczne polityczne uzgodnienia szczytu.
Nienajgorsze wiadomości napłynęły zza oceanu. Federalna (czyli rządowa) Agencja Ochrony Środowiska (EPA) orzekła właśnie, że zmiany klimatu są zagrożeniem dla zdrowia publicznego. W ramach systemu amerykańskiego oznacza to, że EPA jest zobowiązana i uprawniona podjąć działania na rzecz ograniczenia emisji gazów cieplarnianych.
Co ma EPA do Kongresu?
Przypomnijmy, że Obama do tej pory nie był w stanie zaprezentować celów redukcyjnych, bo Kongres wciąż pracuje nad odpowiednią ustawą klimatyczną. W przeszłości, kiedy Bill Clinton próbował wprowadził USA do negocjacji, bez uzgodnienia tego z Kongresem, wywiązała się potężna awantura. Koniec końców USA w ogóle nie podpisały Protokołu z Kioto i stały się na długo złym chłopcem ochrony klimatu.
Teraz Obama wykonuje swoisty balet pomiędzy oczekiwaniami społeczności międzynarodowej, a opornym Kongresem. Senatorzy (głównie republikańscy) złym okiem łypią na wszelkie próby podjęcia międzynarodowych zobowiązań.
Teraz, po deklaracji EPA, prorynkowym republikanom powinno mocno zależeć, by Kongres przyjął ustawę klimatyczną. Dlaczego? Ustawa klimatyczna zawiera rynkowy mechanizm ograniczania emisji (czyli system handlu emisjami). Jeżeli polegnie w Kongresie, do dzieła przystąpi EPA, która wprowadzi regulacje i podatek węglowy. A tego Amerykanie bardzo, bardzo nie lubią.
Wg przygotowanych na gorącą analiz prawnych, oświadczenie EPA wzmacnia pozycję Obamy, który nie musi polegać już tylko i wyłącznie na Kongresie. Może zadeklarować cele redukcyjne, zanim Kongres zatwierdzi odpowiednie ustawy klimatyczne, opierając się na EPA.
Może, ale nie musi. Balet Obamy to balet współczesny, nikt nie przewidzi, gdzie miłościwie nam panujący amerykański prezydent stąpnie nóżką. Czy ugnie się pod presją społeczności międzynarodowej, czy też Kongresu.
Mimo wszystko, rosną szanse na to, że porozumienie będzie zawierać mięso (czyli konkretne deklaracje redukcyjne), a nie tylko podroby (czyli luźne polityczne deklaracje). Sceptykom (również publicystom, którzy sarkają na konferencję ONZ w polskich mediach) przypominam, że w Kioto do ostatniej chwili poszukiwano wyjścia z impasu, a ostateczne uzgodnienia i naprawdę nowatorski i przełomowy protokół uzgodniono ostatniej nocy. Niebagatelną rolę odegrała pewna przyjemna kawiarnia. Najwyraźniej sprzyjała negocjacjom znacznie bardziej, niż sala plenarna wielkości boiska piłkarskiego.
Gdyby jednak negocjacje nie posuwały się w wystarczającym tempie, zajmie się tym Terminator – Arnold Schwarzenegger pojawi się w Kopenhadze, by dowodzić, jak amerykańskie stany ograniczają emisje, mimo braku polityk ogólnokrajowych.
Rosyjski prezent dla Ziemi
W kuluarach kopenhaskich gruchnęła plotka, że Rosjanie gotowi są zrzec się prawa do sprzedaży swoich nadwyżek uprawnień do emisji w ramach Protokołu z Kioto (zwanych enigmatycznie AAU). Napisały o tym Wedomosti – porządne, rosyjskie czasopismo ekonomiczne, twierdząc, że Rosja szykuje świąteczny prezent dla Ziemi.
Przypomnijmy jednak, że i Polska ma nadwyżki (związane z zapaścią gospodarczą końca lat 80-ch) , których – z uwagi na opieszałość naszego rządu – nie udało się sprzedać krajom w redukcyjnej potrzebie (krajom, które nie wywiązują się ze swoich zobowiązań Kioto).
Z Rosją łączy nas wspólnota interesów, ale nasz interes nie idzie w parze z interesem ochrony klimatu. Jeżeli owe nadwyżki zostaną przeniesione na nowy okres zobowiązań (dyskutowany teraz w Kopenhadze), kraje rozwinięte będą mogły je sobie tanio zakupić, zamiast inwestować w odnawialne źródła energii, czy efektywność energetyczną. Zostaniemy w ręku z różowym kwitkiem za piękne transakcje, ale nie nastąpią prawdziwe redukcje emisji.
Negocjatorzy mają więc twardy orzech do zgryzienia – jak wynagrodzić kraje takie jak Polska za dużą redukcję emisji, a jednocześnie zapewnić skuteczność porozumienia, dla którego ta powódź AAU z krajów byłego bloku wschodniego będzie zagrożeniem.
Tak, czy owak, informacja o rosyjskim szczodrobliwym prezencie została zdementowana przez rosyjskiego ministra spraw zagranicznych.