Samochód na pedały a zmiany klimatyczne
Kiedy byłam małą dziewczynką marzyłam o samochodzie na pedały. Niestety ten niezwykły pojazd miało tylko kilkoro dzieci w mieście, wyposażonych w zachodnie cudeńka przez rodziny w Ameryce. Zadziwiająco łatwo pogodziłam się z faktem, że kraina Barbie, lego i samochodów na pedały jest dla mnie zamknięta. Być może dylemat „być, czy mieć” samoistnie rozwiązał się na rzecz „być”, bo dziecko, które za schyłkowej komuny nie mogło „mieć”, siłą rzeczy zaczynało „być”, tworząc głębokie, prawdziwe więzi z tą jedną, upragnioną zabawką, którą mamie udało się dostać w supersamie. Tak jak ja obdarzyłam wierną (i odwzajemnioną!) miłością futrzanego zająca o imieniu Pipi.
Po dwudziestu kilku latach nadal nie mam samochodu – ani na pedały, ani na benzynę. Podróżując komunikacją zbiorową emituję do atmosfery znacznie niższe ilości dwutlenku węgla, tak szkodliwego dla klimatu. Bez dyskomfortu patrzę na zgrabną konstrukcję z kartonowych pudeł, która od lat z powodzeniem służy mi jako półka na buty. Wyprodukowanie półki to też emisje, aczkolwiek nie namawiam nikogo do meblowej ortodoksji. Zdumiona patrzę na dzieci znajomych, które ze znudzeniem przewalają z kąta w kąt kilogramy chińskich kaczuszek, robotów i samochodzików. Produkcja i transport tych azjatyckich cudeniek niesie ze sobą poważne obciążenie dla klimatu.
W dobie ożywionej dyskusji nad naszym wpływem na zmiany klimatu zwróciłam się ku specjalistycznym wyliczeniom „śladu węglowego” (carbon footprint), czyli naszego osobistego wkładu w ocieplenie klimatu. I cóż? Mój ślad węglowy jest znaczny, pomimo ekologicznego trybu życia. Gdyby wszyscy, nie wyłączając Etiopczyków i Boliwijczyków, emitowali tak dużo jak ja, potrzebowalibyśmy ponad siedmiu Ziem, by nasza „ziemiożercza” zgraja nie doprowadziła klimatu do kompletnej ruiny.
Dlaczego mój ślad węglowy jest tak zawstydzająco wysoki? Otóż (być może podobnie, jak wielu z Was) jestem niskoemisyjną obywatelką wysokoemisyjnego państwa. Elektryczność w Polsce wytwarzana jest głównie z węgla, którego spalanie emituje do atmosfery wyjątkowo duże ilości CO2. Węgiel jest bezsprzecznie najgorszym szwarccharakterem batalii ze zmianami klimatycznymi.
A ja przecież muszę zapalić światło, choćby po to, by postawić mojemu odbiciu w lustrze pytanie „mieć, czy być”, „emitować, czy nie emitować”?. To przykra konstatacja, że jako obywatelka kraju wysoko uprzemysłowionego jestem tak poważnym obciążeniem dla klimatu. Nie jesteśmy jednak bezsilni – możemy wywrzeć nacisk na rząd premiera Tuska, by wsparł efektywność energetyczną i Odnawialne Źródła Energii. Tak, by w naszej energooszczędnej żarówce, przy której zastanowimy się, co jest w życiu ważne, popłynął prąd wyprodukowany przez niskoemisyjną farmę wiatrową, a nie przez elektrownię węglową.
P.S. A stary, dobry Pipi został przyjacielem mojego siostrzeńca. Obok zgrai innych leciwych małcanów z wyłupionym oczkiem.
Górne zdjęcie: flickr