Własne zdanie w informacyjnym tyglu. Poradnik dla zdezorientowanych.
Zmiany klimatyczne budzą namiętne reakcje. Potrzebny jest zdrowy dystans, by zbudować własną postawę wobec tego trudnego tematu.
Tylko pozornie głównym problemem związanym ze zmianami klimatycznymi jest stan wiedzy naukowej w tym zakresie. Nie mniej istotną kwestią są zjawiska natury komunikacyjnej, które niejednokrotnie wypaczają debatę, wywołując lekceważenie problemu, zniechęcenie, nawet agresję. Nie lada sztuką jest przedrzeć się przez szum informacyjny i w tym kipiącym informacyjnym tyglu upichcić własny, niezawisły osąd sytuacji.
W niniejszym tekście nie odniosę się do argumentów natury naukowej (można je znaleźć chociażby na stronie WWF) ani ekonomicznej (wartościową syntezę w tym zakresie zawiera publikacja KcKinsey’a Climate Change and the Economy. Myths versus Realities). Zanalizuję otoczenie komunikacyjne debaty, w nadziei, że taka synteza pozwoli Wam z dystansem podejść do codziennej dawki informacji nt. zmian klimatycznych, która może dezorientować – i słusznie – ludzi poszukujących jasnych, rzetelnych wskazówek.
Zadamy sobie najprostsze pytanie: kto mówi do nas o zmianach klimatycznych? Następnie powiemy sobie, jak my, jako społeczeństwo, na tą komunikację reagujemy.
O zmianach klimatycznych mówią naukowcy, media i politycy. Zanalizujmy więc pokrótce siły i słabości każdej z tych grup.
nauka osiągnęła próg, za którym wiemy, w czym tkwi zasadniczy problem i mamy niezłe pojęcie, co z tym zrobić (…) Dopiero jednak zaczynamy rozwijać umiejętność przekazywania tego społeczeństwu
Jonathan Overpeck, autor koordynujący IV Raportu IPCCNaukowcy
To grupa najbardziej predestynowana do wypowiadania się na temat zmian klimatycznych.
Niestety naukowcy nie nauczyli się jeszcze komunikować ze społeczeństwem w sposób, który zapewnił by pełne zaufanie dla ich badań oraz wzbudził solidne poparcie społeczne dla działań na rzecz złagodzenia zmian klimatycznych. A przecież Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatycznych (IPCC) przy ONZ to największe przedsięwzięcie badawcze dotyczące zmian klimatycznych, gdzie konkluzje wypracowywane są długotrwałym procesie uzgodnień, w gronie ponad 2 tys. naukowców o różnych postawach i reprezentujących różne kraje. Właśnie z uwagi na to, że raporty IPCC powstają w bolesnym procesie weryfikacji i uzgodnień, są w swej istocie konserwatywne i kompromisowe. I to właśnie taki konserwatywny IV Raport IPCC określił prawdopodobieństwo, że człowiek jest odpowiedzialny za intensyfikację zmian klimatycznych na 90%. Coraz trudniej polemizować z nauką w tym podstawowym zakresie.
Mimo tak rzetelnej bazy badawczej brakuje mostu porozumienia pomiędzy naukowcami i społeczeństwem (w postaci przystępnej informacji), ale też pomiędzy naukowcami a politykami, którzy, sami najczęściej dysponujący nikłą wiedzą nt. zmian klimatu, potrzebują stabilnego zaplecza naukowego, służącego przystępną, syntetyczną informacją.
Rozwiązaniem mógłby być „nowy pakt społeczny”, gdzie naukowcy zobowiązują się nawiązać stały i przystępny dialog ze społeczeństwem, by uwiarygodnić wyniki badań naukowych. W dobie wszechobecnej informacji naukowcy muszą wychynąć z laboratoriów i, w poszukiwaniu akceptacji społecznej, przełożyć swoje badania na język potoczny (lub przynajmniej zatrudnić specjalistę od komunikacji).
Media
W naturze współczesnych mediów leży poszukiwanie emocji, sporu, kontrapunktu. Tenże mechanizm ma również wpływ na jakość debaty medialnej zw. ze zmianami klimatycznymi. Zanalizujmy trzy istotne czynniki deformujące przekaz:
1) Kontrapunkt
Niejednokrotnie media starają się przedstawić dwie strony debaty – być może hołdując prawidłom sztuki dziennikarskiej, gdzie informacja powinna być wywarzona i zawierać „za i przeciw”. Obok wypowiedzi zwolenników teorii o antropogenicznym wpływie na zmiany klimatu umieszcza się więc komentarz klimatycznych sceptyków. W ten sposób buduje się mylne wrażenie, że w debacie rozkład opinii jest mniej więcej równy, że cały czas dyskutuje się podstawowe założenia. Tymczasem w świecie naukowym sceptycy stanowią zdecydowaną mniejszość. Gwoli sumienności i w imię obiektywizmu przedstawiciele mediów powinni znacznie rzadziej zamieszczać wypowiedzi sceptyków, niż naukowców opowiadających się za wpływem człowieka na globalne ocieplenie.
2) Świeży news każdego dnia
Serwisy informacyjne w obecnym modelu podaży informacji wyrzucają z siebie setki newsów dziennie, wartości upatrując właśnie w świeżości tych informacji. W ten oto sposób do mediów trafia każdy, najmniejszy odprysk debaty naukowców. Jednego dnia dowiadujemy się więc, że stan oceanów podniesie się o 7, a drugiego, że o 70 cm. Daje to wrażenie, że świat nauki wciąż jest na etapie diagnozowania podstawowego problemu i że informacja, którą dysponują naukowcy jest chwiejna, ulotna i hipotetyczna. A przecież w podstawowym zakresie fundament nauki jest już niezwykle mocny (wspomniane 90% prawdopodobieństwa, że to człowiek jest odpowiedzialny za zmiany klimatu).
Zadaniem nauki jest prowadzenie debaty, stała weryfikacja wyników i wystąpienie – w regularnych odstępach czasu - z wiarygodnym, rzetelnie zweryfikowanym raportem. My, jako społeczeństwo, nie musimy być codziennymi, biernymi świadkami tej wewnętrznej debaty.
3) Granie na emocjach
Emocjonalny przekaz może być bronią obosieczną. Z jednej strony porusza, potrafi wyrwać społeczeństwo z letargu i poderwać do działania, z drugiej, nadużyty, zniechęca, budzi reakcję obronną. Tak się może stać z przekazem dotyczącym zmian klimatycznych. Tak się stało w Wielkiej Brytanii, gdzie czuje się narastającą irytację czytelników wobec powtarzających się apokaliptycznych informacji dotyczących zmian klimatycznych. Być może dla dobra sprawy, obok tych niezwykle istotnych alarmistycznych prognoz, należałoby naświetlić optymistyczną stronę wysiłku koniecznego do złagodzenia zmian klimatycznych, wskazując, że jest jeszcze czas, że damy radę, że zmiana niesie korzyść.
Energetyczna (węglowo-atomowa) karykatura braci Kaczyńskich z roku 2007, która ukazała się w belgijskiej prasie.
Fot: Ben Heine (flickr)
Politycy
Ironią jest fakt, że w zakresie zmian klimatycznych naukowcy diagnozują chorobę, ale to nie oni wystawiają receptę. Receptę, w postaci umów międzynarodowych, polityk i strategii, wystawiają politycy. Lekami są tzw. instrumenty wykonawcze, np. systemy handlu emisjami gazów cieplarnianych, systemy wsparcia dla odnawialnych źródeł energii (OZE) oraz efektywności energetycznej - w postaci kolorowych certyfikatów, czy preferencyjnych taryf dla energii z OZE.
Dla równowagi: festiwal metalowy Tuska w Finlandii. Oby nasz obecny premier nie zgotował nam klimatycznego hard core’u
Fot: eve_makowska (flickr)
Problem w tym, że cały zapał polityków do zmiany na lepsze zawiesza się na słupkach popularności, podobnie jak niezręczny tyczkarz zawiesza się na poprzeczce, paląc kolejną próbę. Pragmatyczny polityk buduje strategie w perspektywie kolejnych wyborów, a zmiany klimatyczne wymagają stworzenia wizji na dziesięciolecia.
Politycy, uwięzieni pomiędzy jednym a drugim sondażem OBOP, nie będą komunikować społeczeństwu potrzeby odważnej, dalekosiężnej i – co tu dużo mówić – wymagającej wyrzeczeń polityki klimatycznej. Obiecają nam politykę nieskrępowanego wzrostu gospodarczego, ustąpią kolejnej wpływowej grupie zawodowej (choćby przedstawicielom sektora energetyki zawodowej, stąd cały czas deklarowanie silne wsparcie dla węgla), by jeszcze przez chwilę utrzymać cenny społeczny spokój (czy raczej społeczne uśpienie).
Tymczasem klimatyczny zegar tyka i obok zdrowego pragmatyzmu politycy powinni wykazać się odwagą i wizją. Weszliśmy w pierwszą fazę post-industrialnej rewolucji, gdzie musimy na gwałt znaleźć nowe sposoby zaspokojenia naszych potrzeb energetycznych. Pragmatyzm jest dobry na czas stabilności. Rewolucja wymaga wizji i odwagi. Być może nawet zuchwałości.
Ministrowie Sikorski i Rostowski podczas szczytu Rady UE w marcu br, kiedy to Polska zablokowała uzgodnienia dotyczące Funduszu Adaptacyjnego dla najuboższych krajów dotkniętych zmianami klimatycznymi
Fot: UK Foreign and Commonwealth Office (flickr)
Społeczeństwo
Polska przestrzeń medialna jest jeszcze stosunkowo słabo eksplorowana przez tematykę klimatyczną. Warto prześledzić proces uświadamiania społeczeństw zachodnich, by zdiagnozować możliwe niekorzystne procesy związane z komunikowaniem zmian klimatycznych. Społeczeństwa Wielkiej Brytanii i USA wydają się być coraz bardziej zmęczone tematyką globalnego ocieplenia, co wyraża się w częstszym niż kiedyś negowaniu antropogenicznego wpływu na zmiany klimatu. Po raz pierwszy w historii w badaniu opinii publicznej wiodącego amerykańskiego instytutu badawczego Gallup (odpowiednik naszego OBOP) odsetek Amerykanów wierzących, że zmiany klimatyczne są dziełem człowieka jest niższy, niż przed rokiem. Jest to proces odwrotny do tego, jaki zachodzi w nauce, gdzie zasadniczo pogłębia i umacnia się konstatację o antropogenicznych zmianach klimatycznych. Ten poszerzający się rozdźwięk pomiędzy światem nauki i społeczeństwem wymaga weryfikacji sposobu komunikowania zmian klimatycznych zarówno przez naukowców, jak i przez media.
W społeczeństwie polskim tego rodzaju znużenia i rozdrażnienia jeszcze się nie obserwuje, bo i komunikacja w tym zakresie dopiero pączkuje, warto jednak, ku przestrodze, pamiętać o tym, jaki efekt wywołały w Wielkiej Brytanii i USA natłok informacji, a szczególnie informacji alarmistycznej.
Warto nadmienić, że w komunikowaniu zmian klimatycznym musimy pokonać również opór naszej własnej mentalności. Jak twierdzą antropolodzy, ludzkość, przez wieki kształtowana przez niewielkie i geograficznie ograniczone wspólnoty, ma ogromną trudność w ogarnięciu wyzwania nowej ery – to wyzwanie globalne (nieogarnięte terytorialnie) i wiążące nas wspólnym losem i wspólną odpowiedzialnością z odległymi „wspólnotami” Chin, Peru, czy Ugandy.
Czas na szersze spojrzenie?
Nie roszczę sobie prawa do przedstawienia ostatecznych dowodów na to, że zmiany klimatyczne występują i że mamy obowiązek im przeciwdziałać. Zostawmy to naukowcom. Dla tych którzy wątpią (a mają po temu pewne prawo) mam jednak do zaoferowania perspektywę, która mi znakomicie ułatwia poruszanie się w tej nieposkromionej informacyjnej rzece i utwierdza mnie w przekonaniu, że warto działać, niezależnie od tego, jak zażartą dyskusję toczą naukowcy na poszczególnych odcinkach klimatycznego frontu.
Wobec istotnego ryzyka, że zmiany klimatyczne przysporzą nie lada kłopotu i nam i naszym potomkom, powinniśmy zachować się jak dobrzy gospodarze i nasz wspólny dom ubezpieczyć, podobnie, jak ubezpieczamy dom przed pożarem. Tym bardziej, że prawdopodobieństwo pożaru jest znacznie niższe, niż prawdopodobieństwo problemów związanych ze zmianami klimatycznymi diagnozowane przez naukowców. Obowiązuje tutaj zasada przezorności, która już niejednokrotnie sprawiła że nasz, skądinąd inteligentny gatunek, dał odpór katastrofie ekologicznej – wystarczy wspomnieć zwieńczone sukcesem wysiłki ograniczenia rozprzestrzeniania dziury ozonowej.
Nawet jeżeli nie wszystkie prognozy naukowców są prawdziwe, nawet jeżeli te prawdziwe okażą się nieścisłe – ubezpieczenie się przed skutkami zmian klimatycznych pozostaje najlepszą dostępną opcją. Dlatego, że koszty łagodzenia zmian klimatycznych są znacznie niższe, niż koszty katastrof, które wywoła globalne ocieplenie. Dlatego, że zmiana jest warunkiem rozwoju i tak, czy owak potrzebujemy przeformułować naszą wizję rozwoju, podobnie jak już niejednokrotnie uczynili nasi przodkowie. Lęk przed zmianą, pewna rozwojowa zachowawczość leży w naturze człowieka, ale nie uchroniła naszych protoplastów przed rozwojową rewolucją i nas przed nią nie uchroni. Czy nawet gdyby nie było zmian klimatycznych nie chcielibyśmy skierować rozwoju na bardziej przyjazne środowisku tory? Czy nie dojrzeliśmy już do konstatacji, że rozwój kosztem środowiska naturalnego to rozwój kosztem naszego zdrowia i walorów krajobrazu?
Klimatyczne pryncypia są ustalone i dopóki równie wiarygodne grono nie przedstawi nam równie wiarygodnych dowodów na to, że nie trzeba nic robić – warto ufać raportom IPCC.
Wszelkie żarliwe dyskusje nt. podstawowych kwestii dot. zmian klimatycznych poza gronem naukowym – w mediach, w prywatnym gronie, wydają się jałowe, a oddalają nas od decyzji o zmianie. Negowanie jest destruktywne, a my potrzebujemy konstruktywnej, uważnej i wreszcie rzetelnej debaty, by wspólnie ustalić, co dalej? Stoimy przed wyzwaniem bez precedensu, a zmiana wymaga od nas postawy pro-aktywnej. Sceptycyzm, częstokroć uprawniony, bo pozwala weryfikować błędne hipotezy, w kontekście debaty klimatycznej powinien być uprawiany z odpowiednią ostrożnością, byśmy nie tracili z oczu szerszego obrazu i oby kiedyś artyści nie musieli tworzyć metafory dla naszej pasywności - korowody trwają, a statek tonie...
Pierwsze zdjęcie: insashi (flickr)
Komentarze (podyskutuj z nami):
cZgdZbpyMHopsu
28 lipca 2009
T2r3do wspqzzwkofxt, [url=http://wlutwaxyxiip.com/]wlutwaxyxiip[/url], [link=http://oxvavcszfqnj.com/]oxvavcszfqnj[/link], http://qjvidpoohpvu.com/
vEVvWTSOYbNqXlw
6 sierpnia 2009
PmaMAqYlmhQLSZRW
6 sierpnia 2009
latent criminal backgrounds; alli 8D; phentermine 86832; cialis =-(((; cialis 560267; viagra wcky;